Niedziela to wspólne śniadanie.
Tata zwykle w niedzielę rano jedzie na rower z lokalną grupą, ale po wczorajszej nieprzespanej nocy odpuścił sobie…wszyscy jesteśmy zmęczeni.
Rano dzwoni pan doktor ze szpitala. Mówi żeby przyjść po wypis i jednocześnie żeby powtórzyć badanie krwi, bo ta próbka którą pobrano mi w wczoraj jest niewystarczająca! O zgrozo :/ i znowu będą mnie kłuć ;(
Idziemy do kościoła na 13:00, a w drodze powrotnej zahaczamy o szpital. Znów maltretują moją nieszczęsna piętę. Drę się wniebogłosy, naprawdę nie lubię pobierania krwi, podobnie jak moja Mama, która już nie może na to patrzeć i zostawia mnie z Tatą i panem doktorem ;(
Po powrocie do domu chyba wszyscy potrzebujemy fizyczno-psychicznego „resetu” – oddajemy się błogiemu „robieniu nic”, delektowaniu się kawą, domowym ciastem i kibicowaniu naszym żużlowcom!!