Kochani moi, w końcu opisać mi się udało,

Moje pierwsze pół roku, co mnie w życiu spotkało.

Dziś mam 10 miesięcy, więc z „lekkim” opóźnieniem,

Lecz napisane z serduszka i z wielkim natchnieniem!

Fakt, nie było lekko, życie, to nie bajka,

Więc jak Wam się podoba, proszę, dajcie „lajka”!

Z pomocą Taty, bo pisać potrafi,

A Mama zna się na ortografii,

Spróbuję kochani kroczek po kroczku,

Przedstawić w skrócie moje pierwsze pół roczku.

Sześć miesięcy zatem, czy będziemy tu zgodni?

Po mojemu to będzie jakieś…dwadzieścia pięć tygodni!

Możecie sprawdzić sami albo wierzcie mi,

Chcąc nie chcąc “na oko” to 184 dni!

Kalkulując dalej, jakoś tak mi wychodzi,

26490 minut lub 4416 godzin!

Niby niewiele, a jednak trochę,

Dla porównania powiedzieć mogę,

Że w tym samym czasie, Mama i Tato,

Mogliby 42 razy przebiec maraton.

Lub usiąść na sofie, otworzyć piwko,

Obejrzeć 294 mecze „w nogę”, w tym jeden z dogrywką.

26 „Familiad” lub „Rolnik szuka żony”,

Albo „Grę o Tron” prawie cztery sezony!

8 tysięcy razy odegrać „Miłość w Zakopanem”!

Nie żebym była jakimś wielkim fanem.

Jednak ten kawałek jest nie do zdarcia,

Tato mi go puszcza kiedy mam zaparcia.

Ot, i cały Sławomir, śpiewa, bawi, leczy,

Ale my tu „pitu-pitu”…wracajmy do rzeczy.

Spójrzcie na te liczby, nie potrzebna jest lupa,

By stwierdzić, że pół roku, to jednak czasu kupa!

Gdy jestem już przy kupie, to wspomnę o pieluszkach,

Szybciutko policzę na mych małych paluszkach.

Hmmmm….”pampersów” zużyłam chyba tysiąc „z hakiem”

I to „lekkim pierdem” inaczej – „luzakiem”.

Liczba ta jest średnią, bo bywają dni suszy,

Innym razem niestety, osram się po uszy.

Przyznam się kochani, że też trochę płakałam,

A jak nie płakałam, to znaczy że spałam.

Pierwszy lot samolotem? Sorki, nie pamiętam,

Musiałam się zdrzemnąć, bo byłam „padnięta”.

Oj tam, oj tam, wielkie mi „halo”,

Ciągnęłam cycka i mi się przyspało!

W pół roku przespałam 2850 godzin,

Ale w życiu bobasa chyba o to chodzi?

A co do mleka, wyobraźcie sobie,

Jak nie śpię, nie płaczę, to pewnie flaszkę robię.

Wypiłam 138 może140 litrów – co za różnica?

I to nie wyliczając wspomnianego cyca!

Oprócz mleka poznałam, także inne smaki:

Brokułek, marchewkę, dynię i ziemniaki.

Jabłuszko, kaszkę, groszek i malinki…

…kwaśne, jak jem – robię dziwne minki.

Nauczyłam się uśmiechać, dzięki mojej Mamie,

I obracać na boczek, przez lewe ramię.

Marszczyć czoło w zachwycie, robić „prrrrrrrrr” ustami,

I dotykać nosa swoimi stópkami.

Brać wszystko do buzi, z rączki do rączki,

Kąpać się z Tatą, puszczać w wodzie „bączki”.

Prócz rozkoszy dla ciała oraz podniebienia,

Było coś dla ducha, nie do zapomnienia!

Uroczysty dzień – Chrzest mój pierwszy Święty,

Był tort, goście byli i były prezenty!

Ksiądz z wodą święconą szeptał mi do ucha:

„Ja Ciebie chrzczę w imię Ojca, Syna, Ducha”!

Był ojciec chrzestny i matka była,

Połowę Europy w tym celu przebyła!

Niestraszna odległość, daleko od domu,

Miłość nie liczy kilometrów oraz chromosomów.

Kto chciał, ten przyjechał – raz się w końcu rodzę,

Innym najwyraźniej nie było po drodze.

Odwiedziłam Polskę, by poznać rodzinkę:

Wujków i ciotki, kuzyna, kuzynkę.

No i dziadka Jurka, jak już wiedzieć chcecie…

…ktoś coś wspominał o górze i Mahomecie?

Podczas moich krótkich polskich wojaży,

Poznałam chyba wszystkich wrocławskich lekarzy?!

Chyba ze trzech pediatrów, neurologopeda,

Kardiolog, neurolog oraz ortopeda.

Fizjoterapeutów kilku i endokrynolog,

Chciał mnie także obejrzeć nawet ornitolog!

Nie, nie, ten ostatni przecież jest od ptaka,

A ja jestem dziewczynką i nie mam siusiaka!

Rozebrać, ubrać, rozebrać ponownie,

Podnieść, obrócić, szarpali mnie okropnie.

Na plecki, na brzuszek hop-sa-sa, hop-sa-sa!

Czasami myślałam, że oni są z NASA!

EEG…EKG…KGB…FBI…

Tato aż, krzyczał „nie róbcie sobie jaj”!

Uszko, serduszko, brzuszek, bioderka.

Sprawdzali, czy słyszę, czy macham, czy zerkam.

Badali, macali, wszędzie zaglądali,

A może oni tylko udawali?

„Profesory-doktory”…czy jednak się znają?

Gdy z ich ust słyszysz: “TE DZIECI TAK MAJĄ”!

Lecz to jeszcze nic, bo gdy lekarz pyta:

“Trisomia wrodzona, czy może nabyta”?!

“Wie pani doktor” – w myślach mówię do babki,

„Złapałam TO zimą, jak chodziłam bez czapki”!

Fakt, nie zaprzeczam mam Zespół Downa,

Lecz kto w tym przypadku robi z siebie klauna?

Już jesteśmy ubrani, siedzę w foteliku

Uffff, ostatnia wizyta, papierów bez liku.

Już mamy wychodzić, gdy lekarz krzyczy:

“Niech mała zrobi badania tarczycy”!

Tak więc lecimy na pobranie krwi.

Jak sobie przypomnę to już mnie mdli.

Pielęgniarki mają zagwozdkę, istną łamigłówkę:

Wbijać się w rączkę, w piętę czy w główkę?

Niech ich jasna cholera – wybrały znów piętę!

Drę się wniebogłosy – to tak na zachętę.

Trzyma mnie Mama, Mamę trzyma Tato,

Pielęgniarki z igłą, jak z wielką armatą,

Stękają i sapią, spocone są całe,

Wystarczyło zapytać, a wbijają „na pałę”!

Lewa pięta, prawa pięta, może skończą przed świtem,

Wierzcie mi Achilles odwaliłby już „kitę”!

Wizyty, badania i boląca pięta,

Prawie przeoczyłam swoje pierwsze Święta!

Pierwszy śnieg i choinkę, pierwsze prezenty,

Lepienie pierogów, śpiewane kolędy.

Łamanie się opłatkiem z moimi dziadkami,

Kompocik z suszu i barszczyk z uszkami.

Świąteczne pierniki podjadane po kryjomu,

I zobaczyć wreszcie film: „Kevin sam w domu”!

Na Pasterce nie byłam, bo wyobraźcie sobie,

Zasnęłam, gdy czekałam aż kot mi coś powie!

Choć bez kadzidła, mirry i złota, to dnia następnego,

Pobiegłam przywitać Nowonarodzonego!

Na piersi Matki było błogo nawet Jemu,

Podobnie jak mi, sześć miesięcy temu.

Zdradzę Wam co mi wyszeptał, niech do Was też to dotrze,

Powiedział…

„ZAUFAJ MI LAURKA, A WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE”!

Social Media