Coś wisi w powietrzu…
Temat ospy przwija się u mnie w przedszkolu już od dobrych paru tygodni. Niemal każdego dnia “wypada z gry” jeden z moich grupowych kolegów czy koleżanek uziemiony w domu właśnie przez Ospę. Potem wraca naznaczony tu i tam gojącymi się czerwonymi kropeczkami. Aż chce się wziąć mazaka i połączyc te kropki – może by jakiś fajny wzór powstał? 😉
Już jakiś czas temu, mama z tatą zostali poinformowani przez żłobek, że panuje Ospa, ale po cichu liczyli na to, że jakoś się prześliznę i mnie ominie…ale nie omineła!
Trzy kropki
Dzisiaj jest środa. To oznacza, że idę do żłobka na cały dzień. W sumie fajnie, bo mam wtedy dłuższą drzemkę, czasami nawet dwugodzinną.
Zawozi i odbiera mnie tata, bo to w sumie po drodze z i do jego pracy. Po południu, przy odbiorze, pani zachwala, że miałam świetny dzień, spałam wspmniane dwie godziny (!), nawet ładnie zjadłam i…informuje tatę, że zauważyła na mojej skórze kilka czerwonych kropek! Ooooo, zapala się czerwona lampka u taty! Pani zaleca, żeby mnie obserwować dziś wieczorem i przez najbliższe dni…
Rozwój sytuacji
Wieczór spędzamy sami z tatą, bo mama znowu gdzieś lata 😉 My też lecimy z…. tradycyjną, codzienną poprzedszkolną rutyną: obiad, deser, jakiś relaks (zwykle Peppa Pig – tak wiem…), kąpiel, lekka kolacja, czytanie bajek, spanko.
Podczas kąpieli tato dokonuje wnikliwych oględzin mojego ciałka i dostrzega kilka nowych czerwonych kropek…tych, takich podchodzących płynem. Bez wątpienia, dopadło i mnie – ospa!
Mimo wszystko humor i apatyt mi dopisują, noc też przesypiam spokojnie.
Poranna kąpiel
Okej, rzadko “biorę prysznic z rana”, a jeszcze rzadziej kąpiel w wannie, jednak dzisiaj są ku temu powody.
Definitywnie odwiedziła mnie pani ospa, więć mama zaleca wymoczenie mnie w nadmanganianie potasu. W sumie nawet fajnie, bo woda barwi się na fajowy purpurowy kolor. Niestety bałaganu jest przy tym co niemiara, bo to ustrojstwo farbuje wszystko dookoła, a i potem się domyć to niemal graniczy z cudem. Resztę dnia chodzę z “brudnymi łapami”.
Biorę „wolne”, tato też!
Zaistniała sytuacja oznacza, że nie pojawię się przez najbliższe kilka dni w żłobku. Dzisiaj, z racji iż mama idzie po południu do pracy, tato musi się wcześniej urwać z biura, żeby ze mną i z ospą posiedzieć w domu…jak to mówią: “jak nie urok to sraczka”. Mama jeszcze próbuje na szybko umówic nas na wizytę u lekarza, ale kończy się na konsultacji telefonicznej…ot, takie mamy czasy!
Co przyniesie jutro?
Tak więc jestem uziemiona. Rodzice po częsci też. Jednak z drugiej strony, nie ma tego złego – przechoruję to teraz, będzie spokój na przyszłość! Mama z tatą też przechodzili ospę jak byli dziećmi, więc będziemy odhaczeni! Dodatkowo, dobrze że dopadło mnie teraz, a nie kilka tygodni wcześniej, jak byliśmy z mamą na turnusie rehabilitacyjnym oraz nie kilka tygodni później, gdy planujemy być całą rodziną na kolejnym turnusie! Może w sumie to i dobrze się stało?!
Mam nadzieję tylko, że dość łagodnie ją przejdę, nie będzie zbytnio swędziało, nie będe drapać i dojdę do siebie w miarę szybko, bo w następnym tygodniu planujemy wypad pod namiot z tatą…ale o tym przy innej okazji!
Trzymajcie za mnie kciuki!
A Wy jak przechodziliście ospę?
Ściskam Was cieplutko,
Wasza Laurka w Chmurkach.
EDIT: 21.05.2022
Sobota. Niestety rano budzę się z niemal zaklejonym i spuchniętym okiem. Jedna z krostek pojawiła mi się na powiece powodując jej napouchnięcie. Prawie nie moge otworzyć oczka!
Mama dzwoni na 111, ale po dwudziestu minutach na telefonie zostajemy poinformowani, że ktoś się do nas odezwie w tej sprawie. Rodzice nie zamierzają dużej czekać i zbieramy się na A & E – tutejszy Ostry Dyżur! Pięknie!
Odziwo, w szpitalu nie ma dużo „chętnych” i dość szybko nas przyjmują. Lekarz stwierdza, że nie jest tak źle – serio? Tzn. mówi, że póki białko oka jest nadal białe, a takie jest, to jest OK. Czerwona i spuchnnięta powieka, to niestety taka reakcja na powstałą krostkę. Dają nam wytyczne, żeby obserwować oko i jak białko zrobi się czerwone to wtedy ponownie przyjechać, bo możliwe, że będzie potrzebny antybiotyk.
Przez kolejne dni, obserwujemy oko. Niestety, pojawiają się kolejne krostki na powiece oraz na drugim oczku. Mama przemywa mi je naparem z rumianku. Mimo opuchlizny i zaczerwienienia powieki sama gałka cały czas jest biała – to chyba dobrze, nie?
Nic, pozostaje nam jakoś wytrzymać!