Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony!
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
Ma granice Nieskończony.
Wzgardzony, okryty chwałą,
Śmiertelny Król nad wiekami!
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.
Też lubicie Święta Bożego Narodzenia? Ja bardzo, serio. Choć, to dopiero moje trzecie święta, to strasznie je polubiłam. Mogę powiedzieć, że z roku na rok lubię je coraz bardziej!
Te wszystkie przygotowania, sprzątania, zakupy, wypieki, wypatrywanie pierwszej gwiazdki, wieczerza, opłatek, mały Jezusek, kolędy i… prezenty!!
W tym roku, z racji panującej „pandemii” i COVIDA, który pokrzyżował nam plany podróży na świeta do Polski, zostajemy w domu. Z jednej strony trochę smutno, bo nie zobaczę reszty mojej rodzinki, ale z drugiej strony fajnie, bo tak kameralnie-rodzinnie…bez pośpiechu.
Hmmm, czy ja powiedziałam, że bez pośpiechu?
Troszkę zamieszania i roboty jednak jest. Razem z mamą dekorujemy nasz domek. Pojawiają się ozdoby świąteczne: stroiki, lampki; oczywiście nie może zabraknąć Świętej Rodziny z Nowonarodzonym Jezuskiem.
Zdradzę Wam ciekawostkę związaną z choinką, otóż: w Polsce, w rodzinnym domu mojego taty zawsze był zwyczaj ubierania choinki w Wigilię. Oczywiście w Polsce nie ma problemu z zakupem choinki tóż przed Swiętami – nawet 24go Grudnia. Tato stara się ten zwyczaj kontynuować w naszym domu – ubieranie choinki 24go Grudnia.
Jednak tutaj, w Wielkiej Brytanii, choinki w domach stoją już od pażdzienirka (!!!) i zakup żywej choinki tóż przed Świętami graniczy z cudem. Naprawdę!
W tym roku jest podobnie. Tato wybiera się na polowanie na choinkę 22go Grudnia i…w sklepiach zastaje wszystko wymiecione! Dosłownie! Cała „choinkowo-świąteczna” sekcja w sklepie jest pusta, zamieciona, posprzątana i gotowa na przyjęcie…zajączków i ozdób Wielkanocnych!!!
Oczywiście tato nie daje za wygraną (ach ten mój tato, taki bohaterski). Udaje mu się dostać żywą choinkę w…składzie budowlanym! Wiecie, taki otwarty plac/hurtownia, gdzie akurat mają sezonową sekcję/kącik żywych choinek. Mało tego, wytargowuje nawet spory upust, bo kupuje ją za (jedyne) dziesięć funtów, gdzie „oryginalnie” kosztowała funtów pięćdziesiątpięć! Mówiłam już, że mam tatę bohatera?!
Tak więc, przystępujemy z mamą do ubierania choinki… mama zawiesza ozdoby, a ja je ściągam…
Kolejny etap przygotowań do Świąt, to pieczenie. Ooooo, jak ja to lubię!
Znowu „pomagam” mamie! Tym razem w kuchni – rozsypuję mąke, orzechy, mak; wrzucam różne rzeczy do miksera; próbuję czy ciasto nie jest za suche itp. Razem z tatą, dbamy również o to, żeby nic się nie zmarnowało wylizując dokładnie miski – fajowo!!
Jak to mówią: „gdzie kucharek sześć…” jednak nie jest tak źle – udaje nam się upiec kilka ciast, ugotować barszczyk, uszka i pierogi, sałatkę śledziową, rybkę i około siedemnastej siadamy do Wieczerzy Wigilijnej.
Po kolacji muszę oczywiście sprawdzić, co tam Dzieciątko zostawiło pod choinką (już przed kolacją obczaiłam pojawienie się kilku podejrzanych pakunków pod drzewkiem, ale siedziałam cicho).
Rzucam się zatem w wir rozpakowywania! Muszę Wam nieskromnie powiedzieć, że chyba musiałam być grzeczna, bo większość przezentów jest zaadresowana do mnie! Gitesowo!
Jednym z nich jest Króliczek Alilo, któremu od razu przeprowadzam szkolenie z używania nocnika – porządek musi być, a co!
W pierwszy dzień Świąt zabieramy się za spalanie kalorii z wczorajszego wieczoru i udajemy sie na spacer na pobliski plac zabaw.
Znów się Wam nieskromnie pochwalę, że trasę dom-plac zabaw-dom pokonuję na własnych nóżkach – chyba nieźle, co?
Pod wieczór mama robi mi jeszcze mała stylówkę, a tato pstryka kilka szybkich fotek. Króliczek też się załapał.
Mam nadzieję, że Wasze Święta, mimo tej COVID-owej sytacji, są rownież kolorowe, pachnące, rodzinne, spokojne, a przede wszystkim błogosławione?!
Takich Wam życzę z całego serduszka – Wasza Laurka w Chmurkach!